Z cyklu „Ludzie z pasją"
Teresa Siniak – Żywiecka
Pasją pani Teresy Siniak – Żywieckiej jest pisanie wierszy. Obecnie bohaterka „Ludzi z pasją" udziela się w Internecie na licznych grupach poetyckich. Chętnie bierze udział w konkursach literackich, częstokroć zdobywając wyróżnienia oraz uznanie innych poetów.
Gazeta Chojnowska: Pani pasją jest poezja i pisanie wierszy. O czym najchętniej Pani pisze?
Teresa Siniak – Żywiecka: O tematach, na które piszę decyduje dusza i serce, bo wówczas od początku do końca jednym tchem piszę. Czasem wracam i poprawiam, ale z reguły, jak spod igły w całości wychodzą moje wiersze.
G.Ch.-Bierze pani udział w konkursach literackich?
T.S-Ż: Tak. Biorę udział w różnych konkursach literackich. Od jakiegoś czasu zebrałam się na odwagę i wysyłam moją twórczość w tzw. świat. Dużą rolę odgrywa Internet oraz popularny facebook. Należę do blisko czterdziestu grup związanych z poetami – amatorami, publikującymi na facebooku. To dla mnie rodzaj wyzwania i jednocześnie nauki, którą czerpię od innych ucząc się nowych form pisania wierszy. Mam w swoim dorobku sporo wyróżnień i nagród. Są też dwie antologie wydane na papierze. Znajduje się w nich po dziesięć wierszy. Obie podarowałam Bibliotece Miejskiej w Chojnowie: „ZANIM ZABIERZE NAS WIATR" i „SERCA NATCHNIONE".
G.Ch. : Czym dla pani jest poezja?
T.S- Ż: Kocham czytać poezję, a jej pisanie mnie uskrzydla. Daje moc, by żyć najlepiej jak potrafię. Poezja jest lekiem na wszelkie zło, które dotknęło mnie w życiu. Swoje wiersze zaczęłam publikować na facebooku 23 maja 2018 r. Początkowo traktowałam je jako kontynuację terapii oczyszczenia się z bólu oraz osobistych traum. Młodo się rozwiodłam i praktycznie sama wychowałam czworo dzieci. Zaczynając od przysłowiowego zera. Troje biologicznych czwarte w rodzinie zastępczej. Instytucje które miały być wsparciem były niestety przysłowiowym kamieniem u nogi. Niczym Syzyf trudny żywot samotnej matki jak kamień pchałam pod górę lodową. Spadając wielokrotnie. Nie obnosiłam się z problemami przed ludźmi, ale podnosiłam z kolan idąc dalej. Kłopoty zostawiłam za drzwiami mieszkania przywdziewając maski. Walczyłam jak lwica, o każdy dzień przetrwania. Ciężko pracowałam. Dbałam najlepiej jak umiałam o rodzinę, by dzieci nie czuły się gorsze od innych. Rodzina to największy skarb. Wspomagała siła charakteru, którą odziedziczyłam po kochanym Tacie. Niestety pękłam jak zapałka, przerastały mnie problemy, wielokrotnie rozczarowania, brak zrozumienia, miłości, odrzucenie… To wszystko było przyczyną okrutnej choroby, jaką jest depresja.
Tata, który już niestety nie żył, nie mógł podać pomocnej dłoni, jak to czynił zawsze. To jedyna osoba, na którą mogłam liczyć zawsze o każdej porze dnia i nocy. Był mi jedyną bliską osobą, która nigdy nie skrzywdziła, ani nie zraniła moich uczuć. I do dziś niestety jedynym człowiekiem, który dawał odczuć, że kocha bezwarunkowo, bezinteresownie w pełni akceptując taką, jaką jestem. Dziękuję Bogu za cudownego Tatę i za wszystko, co mam.
G.Ch.- Myśli pani o wydaniu swojej twórczości?
T.S- Ż: Coraz częściej o tym myślę i bardzo chcę wydać to, co piszę w tomiku. Lecz nie jest to ani tanie ani proste. Choć nie chcę dorabiać się majątku na pisaniu, nie marzę nawet o sławie, mimo, że miło i serce rośnie widząc, że coraz więcej osób śledzi moją twórczość doceniając wyróżnieniami i miejscami na podium. Pragnę z całego serca pozostawić ślad po sobie. Tak po prostu. Skoro Bóg włożył pióro w dłoń bym pisała wiedząc, że mam dysortografię.
G.Ch. - Jakie są Pani plany i marzenia odnośnie pasji i zainteresowań?
T.S- Ż: Nic nie planuję, bo jak sięgam pamięcią moje plany zawsze brały w łeb. Staram się żyć i cieszyć każdą chwilą tu i teraz. Jestem osobą spontaniczną. Terapia pisaniem przerodziła się w białe wiersze. To ogromna radość dla duszy i serca. Jednocześnie moją pasją poza pisaniem jest obcowanie z przyrodą, muzyka, taniec. Uwielbiam długie spacery, lubię tulić się do drzew i rozmawiać z nimi. Porównuję ich do rodziny zastępczej. W najtrudniejszym czasie były dla mnie - Kasztan matką - Dąb ojcem - Brzoza babcią a - Sosna dziadkiem. Dzieci, co odeszły odnajdywałam w kwiatach, a śnię i marzę o wielkiej prawdziwej miłości. Choć już coraz rzadziej, gdyż wreszcie poczułam smak miłości własnej. W kwietniu obchodzić będę drugą rocznicę przebudzenia do życia w pełni, kiedy zaakceptowałam swoje wady i zalety. Marzę o twórczości swojej na krążku czytanej na podkładzie muzycznym. Miło by było usłyszeć śpiewane wiersze, jeśli dobry Bóg da zdrowie w miarę dobre i jeszcze trochę lat życia, być może dojrzeje wewnątrz mnie książka, co myśli zaprząta od jakiegoś czasu.
-MODLITWA- Sponiewierana matczyna miłość . Siedzi na schodach kościoła .. Z uniesionymi oczyma prosi. O Boże ty widzisz i nie grzmisz .. A diabeł się ciągle śmieje. Drwi matce w twarz chichotem Te dusze są moje. Szepcze do ucha kobiety straciłaś je.. Choć życie dałaś. Ty Boże widziałeś że kochała ... Za każde pod pręgierz stawała ... Razy przyjmowała w pokorze ... Choć często krwawymi łzami płakała ... Wyjąc jak wilk do księżyca .. By drogi im oświecał gdy się oddali .. Nie sądź ich Panie nie karaj ... Diabeł tych dzieci dostać nie może ... Oddaj matkę jeśli to pomoże ... Wesprzyj by zdrowi szczęśliwi byli ... Matka zniesie jak trzeba i piekielne ognie.. Wyrwij je z diabelskiej mocy szponów jego.. Nie pozwól by nadal błądziły ... Teresa S.Ż.