Z cyklu „Ludzie z pasją"
Daria Bąk
Należy do osób, które nie lubią i nie znają słowa nuda. Droga jej wielu zainteresowań wiedzie przez taniec, bycie cheearleaderką, fotografką, artystką… Daria Bąk tańczyła w chojnowskich zespołach tanecznych, była trenerką Cheerleaders Głogów, obecnie skupia się na fotografii oraz tworzeniu makram i łapaczy snów. Wśród licznych pasji nie brakuje miejsca na podróże, dobrą kuchnię i poznawanie nowych kultur oraz języków.
G.Ch. - Zanim zostałaś cheearleaderką tańczyłaś w szkolnych zespołach w Chojnowie.
Daria Bąk: Cała przygoda z tańcem zaczęła się w 3 klasie podstawówki, moja przyjaciółka Ola Bijak, wraz z resztą koleżanek tańczyła w szkolnym zespole Rytm, mnie rodzice dopiero co przenieśli z innej szkoły do klasy muzycznej w SP4. Pamiętam te kolorowe stroje, brokat i ich występy, tez tak chciałam. Tam uczyłam się pierwszych choreografii, przeżywałam pierwsze występy przed publicznością i turnieje. Kiedy nasza ekipa przeniosła się do gimnazjum zostałyśmy członkami zespołu Brooklyn. Wróciły występy, publiczność, adrenalina przed turniejami, treningi, brokat i zapach takiego różowego lakieru do włosów, chyba każdy z chojnowskich zespół tanecznych, wie o czym mówię. Czas w Brooklynie był niesamowitym rozwojem, Pani Marzena organizowała nam warsztaty taneczne, jeździliśmy na obozy z innymi zespołami, wyszliśmy poza strefę małego miasteczka. Niestety nasze roczniki (92,93) przechodziły już do liceum, a byliśmy w świetnej formie. Pani Anton udało się, we współpracy z Powiatowym Zespołem Szkół w Chojnowie, utworzyć zespół Bronx, gdzie nadal mogłyśmy tańczyć, jeździć na obozy, turnieje. Byliśmy nawet we Francji, w naszym partnerskim mieście Commentry. Dodatkowo jeździłam na Obozy Taneczne organizowane przez Śląską Szkołę Tańca Beltane. Tańca uczyli tancerze z You Can Dance. Poznałyśmy nowe techniki taneczne i (jak się po latach okazało) moją przyszłą trenerkę. Taniec w chojnowskich zespołach zakończyła, jak u większości, matura. Jeżeli ktoś powie cheerleaderka, to wyobrażamy sobie uśmiechnięte, wygimnastykowane dziewczyny, które tworzą różne piramidy. Jest w tym dużo prawdy, ale… Cheerleaderki w dużym skrócie możemy podzielić na dwie grupy: sport i taniec. Te pierwsze to połączenie gimnastyki, akrobatyki z dodatkiem tańca. A drugie to show, taniec z dodatkiem akrobatyki. Ja byłam w tych drugich.
G.Ch. - Czym różni się tancerka od cheearleaderki i co je łączy? Jaką byłaś trenerką?
D.B. - Myślę, że trafne będzie stwierdzenie, ze każda cheerleaderka musi być tancerką, ale nie każda tancerka jest cheerleaderką. Cheerleaderka musi posiadać tzw. miłą aparycję, być pewna siebie (na parkiecie), swoją charyzmą musi ponieść kibiców. Występowałyśmy na imprezach sportowych w całej Polsce i Europie, na każdej naszym głównym zadaniem było zachęcić widzów, kibiców, fanów do zabawy na trybunach, do większego kibicowania zawodnikom podczas meczu. Profesjonalnie nazywa się to oprawa artystyczna meczu i animacja publiczności. Same również przeżywałyśmy każdy mecz, zawsze mówiłyśmy „wygraliśmy" lub „przegraliśmy" jeżeli ktoś nas pytał o wynik meczu. Od dwóch lat nie tańczę, ponieważ rzuciłam wszystko i wyjechałam za chłopakiem, który jest zawodowym piłkarzem ręcznym, do Paryża. Jak miałam przyjemność prowadzić swój zespół cheerleaderek w Głogowie, to myślę, że trenerką byłam „za miękką", na szczęście współprowadziłam Cheerleaders Głogów z Agatą Papuszką, która była „tą surową". Ja skupiałam się na choreografii, starałam się, aby moje dziewczyny czuły się w nich dobrze, ale żeby zawsze szły o poziom wyżej. Sama cały czas jeździłam na warsztaty, więc skupiałam się na tym, aby i one ciągle się rozwijały. Staram się być zawsze kreatywna i nie ograniczać do jednego stylu. W swoim życiu miałam mnóstwo trenerek, więc starałam się wziąć cechy od każdej z nich i być dla moich podopiecznych przykładem. Myślę, że też miały we mnie przyjaciółkę, nasze tancerki były w wieku mojej młodszej siostry, więc zawsze mogły liczyć na radę. Jako trener głównie kierowałam się sercem i na szczęście wszystko szło w dobrym kierunku. Aktualnie tańca prawie nie ma w moim życiu, ale bardzo chcę żeby powrócił. Mam nadzieję, ze niebawem to się zmieni.
G.Ch. - Ile czasu poświęcałaś na taniec? Czy towarzyszyła Ci specjalna dieta? Czy według Ciebie życie tancerzy jest wymagające pod względem samodyscypliny?
D.B. - Jak byłam „aktywna zawodowo" to nie jestem w stanie zliczyć. Codziennie były treningi, raz lub dwa razy w tygodniu mecz/występ. Dodatkowo czas na szukanie muzyki, robienie choreografii. Miałam to szczęście, że to też była moja praca, którą cała żyłam. Dieta? Tak, patrzyłam na to co jem, starałam się jeść zdrowo, słuchałam swojego ciała. Było ważenie, kontrola rozmiaru. Obecność na treningach. Obowiązkowa, dieta. Patrz co jesz. Nauka na studiach. Dodatkowe treningi na siłowni. Przynajmniej 2 razy w tygodniu. I cały czas trzeba się kontrolować, żeby woda sodowa nie uderzyła. Na to bardzo zwracałam uwagę, również jako trenerka, dziewczyny zawsze musiały mieć zimną głowę, bo bardzo szybko wszystko może się odmienić.
G.Ch. - Na Twoim Instagramie im_dariabak są piękne zdjęcia, na których obejrzeć można miłość do podróży, zwierząt, natury, a także do kuchni?
D.B. - Och tak, uwielbiam robić zdjęcia, chciałabym podróżować. Na szczęście wyszłam poza strefę komfortu i nie boję się ciągłych przeprowadzek, zmian, nowych języków. To ogromna zasługa rodziny, a w szczególności mojego partnera. Dzięki jego pracy, możemy poznawać nowe kraje, ludzi, kulturę, wiem, że mam szczęście i komfort pod tym względem. Kocham naturę, odpoczywam, gdy mam wokół zielono, jeziora, plaże, las. To jest moje komfortowe miejsce. „Jak już będę duża" to ... będę mieszkać w chatce nad morzem i będę żyła w stylu boho, albo wraz z siostrą zjedziemy świat camperem!
Jeśli chodzi o kuchnię, to teraz nadrabiam to, czego nie zjadłam podczas bycia cheerleaderką.
G.Ch. - Twoją najnowszym zajęciem jest robienie makram i łapaczy snów. To zdecydowanie ukazanie kolejnych wyjątkowych talentów, jak cierpliwość i ukochanie sztuki.
D.B. - Makramy są moją odskocznią. Przenieśliśmy się z Paryża do centrum Niemiec i pojawił się problem ze znalezieniem pracy dla mnie. A ja nie potrafię siedzieć w domu i nic nie robić. Zaczęłam pleść, wciągnęłam się i staram się cały czas rozwijać, poznawać nowe techniki, wzory. Tutaj również jest ogromne pole do popisu, jeżeli chodzi o kreatywność, a takie rzeczy lubię najbardziej. Zaczęłam wrzucać swoje prace do Internetu i spotkały się one z miłym odbiorem, co mnie bardzo cieszy.
G.Ch. – Bardzo dziękujemy za udzielenie wywiadu życzymy spełnienia marzeń!