Z cyklu „Ludzie z pasją"
Monika Krzywda
Jest farmaceutką – z zamiłowania, ale codzienny kontakt z lekami, pacjentami, receptami urozmaica ucieczką w świat dźwięków, obrazów, słowa… Monika Krzywda ma artystyczną duszę, której wyraz daje poprzez rysunek, śpiew i sztukę teatralną.
Gazeta Chojnowska – Zacznijmy od zawodowego zamiłowania.
Monika Krzywda - Chyba jak każda mała dziewczynka chciałam być gwiazdą sceny, więc chętnie brałam udział w występach przedszkolnych, później szkolnych konkursach piosenki czy plastycznych i zwykle z powodzeniem. Zawsze się trafiło któreś z finałowych miejsc lub chociaż wyróżnienie. Marzyłam, aby swoją przyszłość związać z którąś z tych pasji, nie umiałam jednak wybrać. Gdy kończyłam edukację w szkole podstawowej nastąpił dylemat przy wyborze kolejnej, a w sumie za namową pedagoga szkolnego trafiłam do Liceum Medycznego w Legnicy. Po Liceum miałam pracować w zawodzie pielęgniarki, jednak jeszcze w szkole przekonałam się jak trudny jest to zawód, wymagający ogromnej odporności psychicznej. Niestety moja wrażliwość i empatia nie wytrzymały tej próby i wiedząc już że nie zwiążę się z tym zawodem, trafiłam do Studium Analitycznego, a później do Studium Farmaceutycznego, wciąż zgłębiając wiedzę z dziedziny medycyny, diagnostyki i metod leczenia. Zaciekawił mnie wówczas temat medycyny niekonwencjonalnej, naturalnej mającej swe korzenie w kulturze wschodu. Jest w tym coś fascynującego, intrygującego i ciekawego, a że należę do osób, które lubią wiedzieć, szukałam odpowiedzi na swoje pytania i w tych nurtach. Medycyna wschodu związana jest między innymi z zielarstwem, o którym z racji zawodu mam jako takie pojęcie. Jednak rzadko z tej wiedzy korzystam, zwyczajnie w dzisiejszych czasach ludzie się spieszą i chcą szybkich efektów leczenia, a leczenie ziołami wymaga często cierpliwości i czasu.
G.Ch. - Gildia Artystów Chojnowa, nieformalne zrzeszenie lokalnych twórców, skupia chojnowskich artystów różnych dziedzin. Pani nazwisko znaleźliśmy w zakładce „obraz".
M.K. - Moja przygoda z rysowaniem, jak wspomniałam, zaczęła się dość wcześnie, bo jeszcze w podstawówce. Tam, dzięki wspaniałemu nauczycielowi p. Ireneuszowi Józefczukowi, poznałam podstawy rysunku: co to perspektywa, proporcje, jak to stosować w praktyce. Poprzez rysowanie, czy malowanie farbami (co wychodziło mi już znacznie słabiej) mogłam wyrazić swoje emocje, uczucia albo przenieść się do świata fantazji tracąc przy tym często poczucie czasu. Dziś podchodzę do tego z bardziej chłodnym umysłem poszukując różnych innych technik, które mogą wzbogacić mój warsztat plastyczny. I tak muszę tu wspomnieć o Zbyszku Halikowskim, bo i on miał swój wpływ na mój rozwój. Pokazał mi swoje prace, technikę, którą się posługuje. Byłam zachwycona jego portretami Papieża Jana Pawła II, więc zaproponował -" rysuj Papieża", zachęcając mnie w ten sposób do rysowania. I tak właśnie skopiowałam Halikowskiego. Moje rysunki trafiły na Wystawę Chojnowskich Plastyków, a parę lat wcześniej otrzymałam wyróżnienie w konkursie na EXLIBRIS Biblioteki chojnowskiej.
G.Ch. - Wiele lat była Pani członkiem chojnowskiego chóru Skoranta.
M.K. - Tak, rzeczywiście. Do Skoranty trafiłam jako jedna z pierwszych chórzystek, więc należę do jej pionierów. Śpiewanie w chórze daje poczucie wspólnoty, wzajemnej zależności i solidarności. Wspólne zaangażowanie w próby, występy buduje nie tylko więź między ludźmi, ale i odpowiedzialność za wspólny trud, zawsze mogłam liczyć na wsparcie przyjaciół i dobre słowo. Gdy stanowisko dyrygenta chóru obiął pan Piotr Koziar, zaproponował mi występ solowy podczas koncertu kolęd i pastorałek. Przyznaję, że poczułam ogromne wyróżnienie i szansę pewnego samorozwoju, a tym samym wezwanie do cięższej pracy nad sobą. Występ przed publicznością był dla mnie mierzeniem się z własnymi ograniczeniami, przekraczaniem własnych granic: trzeba opanować tremę, drżenie głosu, utrzymać się w tonacji i rytmie, pamiętać o pauzach występujących w utworze. Z pozycji słuchacza wygląda to całkiem zwyczajnie, -co to jest, wyjść na środek i sobie zaśpiewać? Czasem to bardzo dużo, to pokonać barierę strachu, skupić się przede wszystkim na utworze (gdy wokół widzisz tłum oczu wpatrzonych tylko w ciebie) i zaśpiewać go z czułością najlepiej, jak się potrafi . W 2017 z okazji X lecia chór nagrał płytę pamiątkową "Jak letni wiatr". Można tam usłyszeć pieśni i kolędy w wykonaniu Skoranty jak i wykonaniu solistek ,w gronie których miałam zaszczyt się znaleźć. Tym samym zostawiam jakiś ślad po sobie. Czy dobry? Nie mnie to oceniać.
Równocześnie, gdzieś od 2009 roku, śpiewałam w chórze powoływanym raz do roku na czas Wielkiego Postu przez nasze Siostry Służebniczki. Tam zetknęłam się z pieśniami liturgicznymi, które później wykonywałyśmy podczas Triduum Paschalnego. Pewnego razu zrodził się pomysł, by to kontynuować i przygotowywać śpiew do jednej mszy w miesiącu. Tak powstał chór "Serafiny", jest nas zaledwie garstka bo jakieś 12-15 osób. Chór wykonuje głównie pieśni dominikańskie trzy,-czterogłosowe tworząc pewnego rodzaju dopełnienie Mszy, bo skoro od Boga pochodzi talent, niech służy Bogu i ludziom.
G.Ch. - Gros mieszkańców kojarzy Panią także z Antykwariatu – grupy teatralnej działającej przy MOKSiR
M.K. - W tym roku Antykwariat obchodził pięciolecie. Brałam udział w jego formowaniu. Wszystko zaczęło się od Narodowego Czytania, ja i kilka koleżanek z chóru Skoranta dostałyśmy propozycję w jego udziale. Zgodziłyśmy się bez wahania, byłyśmy już oswojone ze sceną więc uznałyśmy, że samo czytanie nie sprawi nam większego trudu. Grupa jednak jest pełna zaskakujących pomysłów, przebrałyśmy się w stroje stosowne do czytanej wówczas lektury, to były bodajże "Śluby Panieńskie". Nie mogłyśmy ukryć faktu, że dobrze nam poszło i świetnie się przy tym bawiłyśmy. A skoro tak, "bawmy" się dalej i tak p. Elwira Kądziołka z MOKSIRu podjęła się wówczas poprowadzić grupę teatralną. Następnym krokiem był udział w promocji książki Stanisława Horodeckiego pt."Stare i nowe gawędy o Ziemi Chojnowskiej". Tak się złożyło, że miałam w tym podwójny udział. Narysowałam ilustrację do tej książki, która trafiła również na okładkę, jak i zagrałam rolę ilustrowanej przeze mnie bohaterki. Później, co roku z okazji Dnia Kobiet wystawialiśmy krótkie zabawne scenki. W 2017 zagrałam rolę wiedźmy w spektaklu "Eliksir Starości" reżyserowanym już przez p. Basię Słotwińską. To była już większa, bardziej ambitna rola. Przekonałam się, że gra na deskach teatru, może być nieprzewidywalna, często wymagająca własnej, nagłej improwizacji, ale też pozwalająca stać się kimś zupełnie innym. W życiu, jestem sobą, pomimo, że też odgrywam rolę żony, mamy, córki, cioci, farmaceuty, chórzystki, to jestem w tym sobą. Scena pozwala wejść w inny świat, doświadczyć zmagań bohatera, jego ułomności i jego doskonałości, a tym samym zwiększa moją empatię wobec ludzi, których spotykam w życiu. Jakiś czas temu sytuacja zmusiła mnie do opuszczenia szeregów grupy teatralnej i muszę przyznać, że odczuwam pewnego rodzaju dyskomfort z tym związany, może kiedyś wrócę...
G.Ch. - Nasza redakcja spotyka Panią na Rajdach, Zlotach Pojazdów Zabytkowych. To kolejna miłość?
M.K. - Właśnie teraz uświadamiam sobie, jak bogate życie prowadzę… Samochody, to szczególna pasja mojego męża. Z wykształcenia jest mechanikiem samochodowym i w jego życiu ten temat się przewija w różnych aspektach. Jesteśmy posiadaczami dwóch samochodów zabytkowych. To jugosławiańska Zastava 1100 z 1975 roku i włoski Fiat Bertone X1/9 z 1981. Nasz pierwszy Zlot odbył się w 2005 roku, był to Zlot Klubu Zastawa, na który wybraliśmy się w okolice Tomaszowa Mazowieckiego. Dzięki Zlotom poznałam modele Zastav, jej historię. Zmusiły do tego udziały w konkursach, testach czy krzyżówkach z wiedzy o motoryzacji, a że należę do osób ambitnych i lubię mądrych posłuchać, tak wciągnęłam się i w to.
Bywaliśmy na Zlotach Motoryzacji Zabytkowej we wrocławskim Topaczu, czeskich Policach,w kilku mniejszych miejscowościach. Braliśmy udział w rajdach Izerskiego Klubu Auto Retro zwiedzając okolice Jeleniej Góry, Kliczkowa, Bad Muskau, czy Wałbrzyskiego klubu MotoWeteran, tu mogliśmy odkrywać na nowo zabytki między innymi Wałbrzycha, Strzegomia, Cieplic. Zloty, czy rajdy to nie tylko samochody, pojazdy czy zabytkowe budowle, to przede wszystkim ludzie, nowe znajomości, przyjaźnie, atmosfera panująca wśród miłośników jednej pasji. Chętnie biorę w tym udział, jest to czas wspólnie spędzony z najbliższą mi osobą, to wspólna i zabawa, wspólny wysiłek i wygląda na to, że i wspólna pasja :-)
G.Ch. - Czas pandemii nie sprzyja rozwojowi artystycznych pasji. No może poza rysowaniem. Czy z tego powodu częściej bierze Pani ołówek do ręki?
M.K. - Myślę, że ten czas dany nam teraz, może pomóc w odkrywaniu nowych pasji. Gdy byłam dzieckiem ja I moi rówieśnicy musieliśmy wykazać się kreatywnością, by zwyczajnie się nie nudzić. To był nasz sposób na odkrywanie, poznawanie świata, jak na dobrą zabawę. Teraz, kiedy świat zatrzymał nas w domu mogę wrócić do rękodzieła takiego jak właśnie rysunek, haft krzyżykowy, szydełkowanie, czy tworzenie biżuterii z koralików. Jakby nie patrzeć w dzisiejszych czasach mamy możliwość korzystania z internetu, który może być źródłem inspiracji, pomysłów, technik, kursów, lekcji... Namawiam wszystkich do poszukiwania swojej pasji, a jeśli już ją masz wystarczy posłuchać swego serca, swego pragnienia tworzenia czegoś i... do dzieła!
G.Ch. – Dziękujemy za rozmowę.