Kolarstwo to nie tylko wyścigi, to sposób na życie!
Alicja Marciniec specjalizuje się w kolarstwie przełajowym i maratonach, jej kariera to efekt ciężkiej pracy, determinacji i nieustannego dążenia do doskonałości. Kolarstwo stało się dla niej nie tylko sportem, ale prawdziwym stylem życia, który motywuje ją do ciągłego pokonywania własnych ograniczeń. Z każdym wyścigiem udowadnia, że jest gotowa stawić czoła nawet najbardziej ekstremalnym warunkom, nie bojąc się trudnych tras, intensywnych treningów ani rywalizacji z najlepszymi. Bohaterka „Ludzi z pasją” to nie tylko utalentowana zawodniczka, ale także osoba pełna pasji, która z radością dzieli się swoimi doświadczeniami z innymi.
Gazeta Chojnowska: Jakie emocje towarzyszyły Ci na mecie po wygranej w Mistrzostwach Polski CX 2025?
Alicja Marciniec: Mieszanka wielu uczuć i emocji. Przede wszystkim radość ze zdobycia drugiej w życiu koszulki Mistrzyni Polski Masters oraz satysfakcja z podjęcia wyzwania startu w tak trudnych warunkach pogodowych (zimno, błoto, deszcz, wiatr odczuwalny zwłaszcza na plaży).
G.Ch.: Jak oceniasz swój występ we Władysławowie? Czy coś Cię zaskoczyło na trasie?
A.M. - Start miałam bardzo kiepski, nie mogłam przez chwilę wpiąć się butem w pedało i to spowodowało, że wjechałam prawie ostatnia na trasę zaraz po startowym odcinku. To jest w przełaju jeden z gorszych scenariuszy startowych. Bo zwykle jest lepiej być z przodu na technicznych czy wąskich odcinkach, aby uniknąć brania udziału w różnych sytuacjach, które blokują dalszą jazdę. Ale na szczęście szybko przebiłam się do przodu i z każdą minutą nadrabiałam straty, starając się popełnić jak najmniej błędów.
G.Ch. - Sezon 2024 był dla Ciebie wyjątkowo długi. Jak udało Ci się utrzymać formę i motywację przez cały rok?
A.M. - To prawda, że ten sezon startowy był wyjątkowo długi. Zaczęłam go na początku kwietnia 2024 startem w Pucharze Polski w maratonie mtb a skończyłam w styczniu 2025 Mistrzostwami Polski w przełaju. To spore wyzwanie utrzymać formę i motywację przez tyle czasu. Nad formą czuwał trener, który odpowiednio reagował w momentach przemęczenia czy spadku mocy, zmniejszając obciążenia treningowe a motywacji miałam dużo od najbliższych w rodzinie i osób mi kibicujących. Do tego zmiana rodzaju treningów i charakteru wyścigów z maratonów na przełaj dały mi nową energię i chęć do jazdy.
G.Ch. - Jak wyglądały Twoje przygotowania do sezonu przełajowego? Które elementy treningu były kluczowe?
A.M. - Przełaj to inny wysiłek i umiejętności niż kolarstwo górskie. Dla mnie kluczowe było ćwiczenie techniki przełajowej: wskakiwanie i zeskakiwanie z roweru w czasie biegu, wbieganie pod górę lub po schodach z rowerem na plecach, przeskakiwanie przez przeszkody, przejazdy po piasku, do tego interwałowe treningi jazdy na krótkich odcinkach w parku góra-dół w strefie beztlenowej.
G.Ch. - Jakie znaczenie miała dla Ciebie praca z zespołem i pomoc techniczna?
A.M. - Mój zespół to trener, dietetyk, serwisant rowerowy oraz tzw. ogarniacz wszystkiego czyli mój mąż. Bez nich nie miałabym możliwości nawet pomyśleć o starcie w zawodach a już nie wspomnę o jakimkolwiek sukcesie. Do tego są jeszcze inne życzliwe osoby, które pomagają w boksach technicznych lub na objazdach tras.
G.Ch. - Jakie były Twoje oczekiwania przed startem w Mistrzostwach Świata w Hamburgu?
A.M. - Nie miałam żadnych oczekiwań. To była moja pierwsza takiej rangi impreza. Jechałam z podekscytowaniem zobaczyć jak wygląda światowy przełaj, poczuć atmosferę takich wyścigów, sprawdzić w jakim jestem miejscu ze swoją formą, umiejętnościami w porównaniu do konkurencji w mojej kategorii wiekowej. Nie celowałam w żadne miejsce. Nie znałam mojej konkurencji. Nie kalkulowałam. Ze swojej strony chciałam dać z siebie wszystko i pojechać jak najlepszy wyścig, wykorzystując to, że w czasie losowania pozycji startowej otrzymałam pierwszą linię.
G.Ch. - Opisałaś, że trasa była w większości zamrożona-jakie techniki pomogły Ci dostosować się do tych trudnych warunków?
A.M. - W dniu startu przyszedł mróz. I to były zupełnie inne warunki od tych, na których trenowaliśmy dwa poprzednie dni (mokro i dużo błota). Start był o 9:30 rano, wychodziło słońce, ale daleko jeszcze było do plusowej temperatury, która mogłaby rozmrozić trasę. Najtrudniejsza dla mnie była jazda po zamrożonych błotnych koleinach z dnia poprzedniego. Do tego pokonywanie zakrętów na dużych prędkościach w taki sposób, żeby nie ślizgały się opony na lodzie i żeby nie doszło do upadku. W pokonywaniu tych trudności pomagały mi umiejętności z kolarstwa górskiego - balansowania ciałem na rowerze oraz dobór odpowiednio niskiego ciśnienia w oponach, żeby koła miały lepszą przyczepność w oblodzonych zakrętach.
G.Ch. - Czy podczas wyścigu była jakaś kluczowa chwila, która wpłynęła na Twój wynik?
A.M. - Tak, było kilka takich momentów. Przede wszystkim dobry start i trzymanie się czołówki wyścigu oraz błędy moich konkurentek, w tym dwa upadki, które zmieniły przebieg wyścigu po pierwszym i drugim okrążeniu. Warunki na trasie zrobiły selekcję i okazało się, że mam szansę walki o medal, jeśli nie popełnię dużego błędu.
G.Ch. - Wspomniałaś, że drugie miejsce było w zasięgu - czego według Ciebie zabrakło, by je zdobyć?
A.M. - W pewnym momencie wyścigu jechałam na drugim miejscu, po upadku mojej konkurentki, ale jak się okazało, była to doświadczona zawodniczka, która szybko się pozbierała i nadrobiła stratę, jeszcze wyprzedzając mnie o kilkanaście sekund, wykorzystując mój już spadek sił.
G.Ch. - Jakie lekcje wyciągnęłaś z tego startu na przyszłość?
A.M. - Przede wszystkim, że muszę ćwiczyć jazdę w tętnie startowym przez minimum 50 minut, ponieważ starty na takich imprezach to zwykle 6 okrążeń, a nie jak na zawodach w Polsce 3 okrążenia i 35minut ścigania.
G.Ch. - Jakie były największe wyzwania podczas 85-kilometrowego wyścigu Mistrzostw Polski w maratonie, który odbywał się w deszczu i błocie?
A.M. - Przetrwać najtrudniejsze momenty trasy, walczyć do końca, nie poddać się. Nie odpuścić walki.
Co było dla Ciebie najtrudniejsze – warunki pogodowe, długość wyścigu czy rywalizacja?
A.M. - Najtrudniejszy był stale padający deszcz, który z godziny na godzinę zamieniał trasę w coraz trudniej przejezdną i obawa czy rower da radę w takich warunkach pracować bez awarii.
G.Ch. - Jak radziłaś sobie mentalnie i fizycznie podczas tych 5 godzin i 40min walki?
A.M. - Fizycznie byłam dobrze przygotowana. I lubię takie warunki do ścigania. Najważniejsze było regularnie jeść i cały czas mocno naciskać na pedała. W głowie cały czas powtarzałam sobie, że przyjechałam walczyć o koszulkę MP i nie odpuszczę, wiedząc ile pracy, wyrzeczeń, zaangażowania, godzin treningów to mnie kosztowało.
Opowiedziałaś o spotkaniu z drzewem- co dokładnie się wydarzyło? Jak udało Ci się wrócić do ścigania?
A.M. - Na jednym ze zjazdów przy dużej prędkości nie opanowałam na śliskim korzeniu roweru i wpadłam bokiem na drzewo obijając ramię i rozrywając koszulkę o pień. Ale na szczęście to nie był taki upadek, który by mnie zatrzymał. Szybko wstałam, sprawdziłam czy w rowerze wszystko w porządku i z dużym poziomem adrenaliny we krwi pojechałam dalej!
Jakie emocje towarzyszyły Ci na mecie po zdobyciu koszulki Mistrzyni Polski?
A.M. - Już na kilka km do mety wiedziałam dzięki obsłudze na bufetach, że żadna z moich konkurentek nie jest w stanie mnie dogonić. Przeżywałam różne emocje: od euforii, zadowolenia, radości, po napady płaczu. I taka właśnie cała we łzach (ze szczęścia) wjechałam na metę.
G.Ch. - Jak wyglądał Twój plan treningowy przed najważniejszymi startami?
A.M. - Przedostatni tydzień przed startem jeszcze mocny: 4 treningi rowerowe, 1 trening siłowy i 2-3x rozciągania/rolownia w zależności od potrzeb, a na tydzień przed już lekkie luzowanie (wyświeżenie nogi), żeby dać organizmowi lekko odpocząć, czyli 3-4 treningi z mniejszą intensywnością. Dzień przed – tzw. Wprowadzenie na trasie, czyli kilka mocniejszych akcentów na objeździe trasy.
G.Ch. - Jakie zmiany wprowadziłaś w swoich przygotowaniach w porównaniu do poprzednich sezonów?
A.M. - Zmianą było pozostawienie treningu siłowego w planie treningowym także w trakcie sezonu, a nie tylko w okresie przygotowawczym zimą, oraz większa uwaga na słuchanie własnego ciała, które dawało mi sygnały, że jeszcze nie zdążyłam się zregenerować przed kolejnym treningiem lub zawodami. To pomagało mi unikać kontuzji i przetrenowania.
G.Ch. - Wspomniałaś o strategii żywieniowej - jakie elementy okazały się kluczowe w Twoim przypadku?
A.M. - Z uwagi, że borykam się z przewlekłą boreliozą, mam prowadzoną przez dietetyk kliniczną celowaną suplementację z uwzględnieniem trenowania kolarstwa i to mi pomogło w szybszej regeneracji i lepszym samopoczuciu po cięższych jednostkach treningowych. Do tego prosta, nieprzetworzona dieta, choć niestety wysoko węglowodanowa. I zwykle dzień przed startami tzw. „ładowanie węgli”, co zwiększało zapasy glikogenu na długie wyścigi. No i oczywiście w dniu startu: sprawdzone, proste śniadanie węglowodanowe, i w trakcie wyścigu przemyślana kolejność spożywania jedzenia w postaci żeli energetycznych z kofeiną lub bez i galaretek oraz przygotowanie bidonów na wymianę w bufetach w trakcie wyścigu z odpowiednimi płynami: elektrolity, węgle, woda, czasem cola-cola.
G.Ch. - Jaką rolę w Twoim sukcesie odegrał Twój trener?
A.M. - Mój trener to przede wszystkim zawodowy kolarz, do tego doświadczony profesjonalista, który prowadzi zawodnika obserwując go z boku i starając się ułożyć wszystko tak, w zależności jak zawodnik dysponuje czasem, aby jego forma była TOP na najważniejsze starty. To dawało mi duży komfort psychiczny, że cały proces treningowy jest przemyślany. Motywował mnie nawet jak coś szło nie tak i przede wszystkim wierzył we mnie i cierpliwie dawkował treningi, w poprzednim sezonie kiedy zmagałam się przez kilka miesięcy z kontuzją pękniętych łąkotek w obu kolanach.
G.Ch. -- Jak radziłaś sobie z łączeniem intensywnych treningów z życiem prywatnym i obowiązkami?
A.M. - To trudny temat, ponieważ pomimo, że jest to nadal amatorska zabawa, żeby odnosić sukcesy nawet na takim poziomie, niestety życie prywatne to jest część czasu, która idzie w pierwszej kolejności do skasowania na poczet treningów. Do tego dobra organizacja w domu i podział obowiązków na wszystkich członków rodziny daje trochę przestrzeni na trening czy „prowizoryczną” regenerację. Bo niestety tak już jest wśród kolarzy amatorów, w odróżnieniu od zawodowców, czasu na regenerację jest mało lub wcale, ze względu na pracę. Jakiekolwiek ważne imprezy lub okoliczności rodzinne mamy o wiele wcześniej zaplanowane i wpisane w kalendarz, a spotkania towarzyskie dopiero udaje nam się odrobić w okresie zimowym, bo w trakcie sezonu nie ma na to przestrzeni. Zwłaszcza, że nie tylko ja w naszym domu się ścigam w kolarstwie, również mój młodszy syn i musimy łączyć dwa kalendarze startów i wyjazdy są prawie co weekend.
G.Ch. - Jakie są Twoje plany na kolejny sezon? Czy planujesz kolejne starty w międzynarodowych zawodach ?
A.M. - Obecnie jestem po zgrupowaniu w Maladze i przygotowuję się do ostatniej części sezonu zimowego i od kwietnia zaczynają się pierwsze wyścigi. W tym sezonie letnim planuję nadal starty w długiej formule MTB czyli w maratonach oraz spontanicznie w krótkiej formule kolarstwa górskiego XCO i może pojadę Mistrzostwa Polski w gravelu, ale tego jeszcze nie wiem na pewno, a w okresie zimowym 2025 chcę kontynuować starty w przełaju. Planuję wyścigi za granicą, w Czechach oraz we Włoszech.
G.Ch. - Czy zamierzasz wprowadzić jakieś zmiany w treningach lub strategii na przyszłość?
A.M. - Raczej nie, chyba, że trener będzie miał jakiś pomysł czy propozycję.
G.Ch. - Jakie wyścigi będą dla Ciebie priorytetem w nadchodzącym sezonie MTB i CX?
A.M. - W MTB moimi głównymi celami będą Mistrzostwa Europy Masters we Włoszech, międzynarodowy wyścig HERO w Dolomitach oraz Mistrzostwa Polski w maratonie. Natomiast w kolarstwie przełajowym (CX) najważniejszym startem będą Mistrzostwa Świata Masters, które również odbędą się we Włoszech.
G.Ch. - Co najbardziej motywuje Cię do dalszej rywalizacji?
A.M. - Najbardziej to sam proces treningowy i droga do stawania się jeszcze szybszą i lepszą technicznie zawodniczką.
G.Ch. - Czy masz jakieś rady dla osób, które chciałyby zacząć swoją przygodę z kolarstwem przełajowym i maratonami MTB?
A.M - Jeśli ktoś już ma rower górski, to przede wszystkim warto zacząć regularnie jeździć. Czas poświęcony na trening często zależy od naszych obowiązków zawodowych i prywatnych, ale nie da się ukryć, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy, ile minut dziennie marnuje na bezsensowne przeglądanie mediów społecznościowych, kiedy w tym czasie mogliby z powodzeniem wybrać się na rower. Jeśli ktoś nie ma roweru, proponuję na początek nie kupować bardzo drogiego sprzętu, ponieważ nie każdy od razu będzie zainteresowany rywalizacją czy udziałem w maratonach. Do przejażdżek po lesie wystarczy mniej zaawansowany rower. Należy jednak pamiętać o kilku ważnych dodatkach – koniecznie trzeba zaopatrzyć się w kask (nie z chińskich platform bez atestów) oraz spodnie kolarskie z wkładką. Dobrze też mieć okulary, które ochronią oczy i ich okolice. To wystarczy na początek. Niektórzy od razu zapisują się na pierwszy maraton na krótszy dystans, aby sprawdzić, ile im jeszcze brakuje, w jakim są miejscu i czy w ogóle im się to podoba. Są też tacy, którzy najpierw jeżdżą dla poprawy kondycji i umiejętności technicznych, a dopiero po jakimś czasie decydują się na start. Na Dolnym Śląsku mamy świetne warunki do uprawiania kolarstwa – zarówno turystycznego, jak i sportowego, z prawie cotygodniową rywalizacją. Ale uwaga: jest tego jeden poważy skutek uboczny: to może być uzależniające! Powodzenia dla wszystkich, którzy odważą się spróbować! Gorąco do tego zachęcam, bo kolarstwo potrafi stać się stylem życia — gdy już wciągnie, pochłania bez reszty, a przy okazji bywa najlepszym lekarstwem na niejedną chorobę.