Udziela się społecznie. Aktywnie działa w naszej społeczności organizując okolicznościowe festyny i reprezentując w naszym regionie Fundację DKMS. Justyna Jamroz na co dzień prowadzi salon kosmetyczny, poza pracą zawodową chętnie pomaga innym.
Gazeta Chojnowska - Jest Pani na naszym terenie przedstawicielem międzynarodowej organizacji non-profit zajmującej się walką z nowotworami krwi i innymi chorobami układu krwiotwórczego - Fundacji DKMS.
Justyna Jamroz - Tak. Od dawna miałam chęć włączenia się w działalność DKMS. Parę lat temu zarejestrowałam się jako potencjalny dawca. Wiem, że, mimo rosnącej świadomości społecznej, dawców wciąż jest za mało. Męczyła mnie myśl, że przecież tak niewielkim kosztem można uratować ludzkie życie, że bez bólu, bez wielkiego nakładu czasu i wysiłku, każdy z nas, każdy zdrowy człowiek, jest w stanie dać nowe życie innemu człowiekowi. Czekałam na odpowiedni moment. I nadszedł. Zgłosiłam się jako przedsiębiorca, potem jako wolontariusz do organizacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Namówiłam jeszcze koleżankę, moją córkę, jej koleżanki i kolegów. I jak już była nas taka spora grupa uznałam, że to idealny moment, by połączyć dwie wspaniałe inicjatywy - WOŚP i Dzień Dawcy Szpiku. Poinformowałam Fundację, że wyrażam chęć zorganizowania w Chojnowie Dnia Dawcy Szpiku i tak się zaczęło. Dostałam materiały szkoleniowe, filmiki instruktarzowe, wytyczne, przeszłam szkolenie, spotkałam się z koordynatorem naszego rejonu i sama zaczęłam się dzielić zdobytą wiedzą. Białaczka, to ciężka, często nieuleczalna choroba, ale łatwo można pomóc. Walka z tą chorobą nie musi być koszmarem dla cierpiącego. To mnie bardzo napędza. Chcę wszystkim uświadomić, wykrzyczeć, że poświęcając chwilę, oddając się bezbolesnemu, krótkiemu zabiegowi możemy ratować ludzkie życie.
G.Ch. - Chojnowianie tego nie rozumieją?
J.J. - Rozumieją, ale wielu z nich ma obawy przed pobraniem szpiku. Zupełnie niesłusznie. Wystarczy poczytać, popytać, by przekonać się, że to naprawdę nie jest uciążliwe, a satysfakcja z możliwości zostania Dawcą, to jak mówią o tym wszyscy, którzy oddali już komuś swój szpik, jest niewyobrażalna.
G.Ch. - Włącza się pani także w inne działania charytatywne.
J.J. - Od lat, wspólnie z Agnieszką Smoleń organizujemy festyny charytatywne. Trudno przejść obojętnie wobec cierpienia dziecka. Leczenie i rehabilitacja dające ukojenie, poprawiające stan zdrowia wymagają ogromnych nakładów finansowych. Rodziców rzadko stać na opłacenie wszystkich niezbędnych metod leczenia. Ludzie są wrażliwi, chętnie pomagają, trzeba tylko pokazać, gdzie, kiedy, na jaki cel i bez oporów sięgają po portfele bądź w inny sposób wspierają tego typu inicjatywy.
G.Ch. - Praca zawodowa nie zakłóca tej filantropii?
J.J. - Wręcz przeciwnie. Moja praca, to moja pasja. Prowadzę salon kosmetyczny. Przewija się u mnie wiele wspaniałych kobiet, z którymi często rozmawiam o różnych sprawach – tych charytatywnych również. Temat dobroczynności, w niemal każdym, wyzwala taką dawkę endorfiny, że błyskawicznie rodzą się pomysły, chęć działania, wsparcia… Dzięki mojej pracy mam też spore grono znajomych przedsiębiorców, którzy zawsze pozytywnie odpowiadają na hasło „festyn charytatywny”.
G.Ch. - Pomoc innym jest dla mnie ….
J.J. - Hmmm…Pomagam, bo lubię. Bo chcę. Bo wiem, ile wysiłku, strachu, wyrzeczeń wiąże się z opieką nad chorą osobą. Pomagam, bo mogę – jestem zdrowa, moi najbliżsi są zdrowi, cieszymy się życiem… Nie wszyscy mają tyle szczęścia, dlaczego zatem nie podarować im odrobiny radości – z tego, że ktoś wesprze, że ktoś zauważa ich trudną sytuację, że rozumie, współodczuwa, przywraca wiarę…
G.Ch. - Czy, mimo wszystko, nie jest to wyczerpujące psychicznie?
J.J. - Z pewnością każda z poznanych dramatycznych historii dziecka, jego bliskich czy cierpienie dorosłego, ma na mnie wpływ. To przecież ludzkie tragedie, które dla każdego człowieka są (powinny być) przejmującym doświadczeniem. Przeżywam je, ale równowagę przynoszą mi książki. Czytam dużo i wszystko. Nie mam ulubionego gatunku. Wychodzę z założenia, że aby ocenić treść trzeba ją poznać. Więc czytam, a po zamknięciu książki wystawiam jej cenzurkę. No i góry – uwielbiam górskie wędrówki. To otoczenie, dzika natura, przestrzeń, spokój… - to moja strefa regeneracji, wypoczynku, komfortu.
G.Ch. - Plany na przyszłość?!
J.J. - Są. I zawodowe i te społeczne. Planuję już kolejny Dzień Dawcy Szpiku, obmyślamy z koleżanką następny festyn. W tej sferze pomoc zawsze będzie potrzebna. A zawodowo pragnę się rozwijać, poszerzać wiedzę i umiejętności. Właśnie wybieram się na szkolenie – po nim zwiększy się oferta usług w moim salonie.
G.Ch. – Dziękujemy za rozmowę. A tak na podsumowanie nasuwa nam się cytat papieża Franciszka „Jakże byłoby pięknie, gdyby każdy z nas mógł wieczorem powiedzieć: dzisiaj zrobiłem gest miłości wobec drugiego”.
Jakże byłoby pięknie…