O pomaganiu - rozmowa z Joanną Stępień
W ostatnich latach m.in. za przyczyną Internetu jesteśmy stale informowani o potrzebie pomocy dla danej osoby, są to nierzadko kwoty zawrotne, aby ocalić zdrowie i życie. Dobroczynna działalność wiąże się z wielkim sercem, wrażliwością na ludzką tragedię, ale przede wszystkim z wielkim pokładem sił, jak mówiła Anna Dymna, aby pomagać „muszę być zrobiona ze stali".
G.Ch. - „Pszczółka Maja", czyli Joanna Stępień w ostatnim czasie znana jest w Chojnowie z działalności charytatywnej na rzecz osób chorych. Skąd impuls do dobroczynnej mobilizacji wielu mieszkańców Chojnowa i okolic?
Joanna Stępień - Wszystko zaczęło się od rozmowy z moją koleżanką z pracy, która opowiedziała mi historię Mii chorej na SMA. Wtedy jeszcze nie wiedziałam zbyt dobrze, co to za choroba, a tym bardziej nie rozumiałam skąd taka kolosalna kwota do uzbierania. Kolejna akcja charytatywna dla Julii Kuczały to natomiast przypadek, choć ja wolę wierzyć w zbiegi okoliczności, w których zawsze jest głębszy sens. Przeczytałam na jednej ze stron Jej historię, która poruszyła moje serce. Przypomniałam sobie swoje beztroskie lata, kiedy miałam 18 lat i to, że jednym z największych problemów w tamtym czasie był dla mnie sprawdzian z matematyki. Julka w tak młodym wieku musi walczyć ze śmiertelną chorobą, z pineoblastomą – bardzo rzadkim rodzajem guza mózgu. Podziwiam Ją za siłę walki, za to, że jest dzielna mimo tego, że sama nazwa tej choroby potrafi przerazić. Patrząc na swoje życie, dochodzę do wniosku, że od zawsze miałam w sobie głęboko rozwinięty pierwiastek pomagania. Od najmłodszych lat, nie potrafiłam przejść obojętnie obok osoby potrzebującej. Częściej myślałam o sprawach innych ludzi niż o swoich. To, co mnie dotyczy, musi niejednokrotnie poczekać kilka dobrych tygodni, by zostało załatwione, ale jeśli ktoś prosi mnie o pomoc, to zawsze działam „od ręki". Myślę, że pomaganie w moim życiu to po prostu wdzięczność za to, że całe moje życie oraz mojej Rodziny przebiegło w zdrowiu, bez większych problemów. Oczywiście pewne przeciwności losu zdarzają się, tak jak każdemu, ale nikt z nas nie musiał walczyć ze śmiertelną chorobą. Dlatego chcę pomagać, póki mogę. Pomaganie nie jest trudne, jeśli tylko wzbudzi się w sobie taką potrzebę serca.
G.Ch. - Koordynacja zbiórek, organizacja wydarzeń, pozyskiwanie sponsorów, poszukiwanie ludzi dobrej woli… Dlaczego według Ciebie warto pomagać?
J.S. - Bardzo ciężko jest rozpocząć działalność charytatywną po 8 latach nieobecności w kraju. Kiedy większość znajomości w naturalny sposób się pourywała i nie jest się zbyt popularnym w szerszych gronach. Miałam wielkie obawy czy podołam temu wszystkiemu, ale gdy zaczęłam spotykać na swojej drodze osoby, które miały równie dobre serce, jak moje – uwierzyłam, że warto. Jedna z osób poznanych przy okazji moich akcji, podsunęła mi piękny cytat Ronalda Reagana, który przyświeca mojej działalności charytatywnej: "Nie możemy pomóc każdemu, ale każdy może pomóc komuś". Uważam, że bez względu na to, komu pomożemy, jak wielką kwotę uda nam się zebrać – warto pomagać. Nigdy nie wiemy, kiedy to my staniemy przed obliczem takiej sytuacji. Kiedy ktoś z naszych bliskich będzie potrzebował pomocy i wsparcia społeczeństwa – oby nigdy taki los nas nie spotkał, ale gwarancji nigdy mieć nie będziemy. Doceniajmy to, że będąc zdrowi, możemy brać udział w odmienianiu czyichś losów. Jeśli chodzi o mnie, to pomaganie dodaje mi niesamowitej energii, a dotychczasowe akcje zmieniły mnie jako człowieka. Dotąd byłam dosyć nieśmiałą osobą, unikającą publicznych wystąpień. Organizacja akcji charytatywnych zmusiła mnie do wyjścia poza strefę mojego komfortu. Nie miałam czasu na zastanawianie się, czy mam odwagę rozmawiać z obcymi ludźmi, czy mówić do mikrofonu – to po prostu się działo. Dlatego czuję wielką satysfakcję, że tak wiele udało mi się zrobić, ale jednocześnie doceniam to, że dzięki tym kilku miesiącom poznałam wspaniałych, wartościowych ludzi – bez ludzi dobrego serca, żadna z moich akcji nie mogłaby odnieść sukcesu. Ponadto, wiem, że te wszystkie nieprzespane noce, przejeżdżone kilometry, czy niezliczone ilości maili wysłanych z prośbą o pomoc to nic – o wiele ważniejsze jest dla mnie to, co zyskałam jako człowiek i jak bardzo rozwinęłam się personalnie podczas tego okresu. To są lekcje, które zostają w nas na całe życie.
G.Ch. - Czego można życzyć Ci życzyć Joasiu?
J.S. - Przede wszystkim jak nam wszystkim w tych trudnych czasach pandemii: zdrowia. Chciałabym też spotykać na swojej życiowej drodze tylko życzliwe osoby, które będą chciały pomagać razem ze mną i zmieniać ten świat najlepsze.
Korzystając z okazji, chciałabym z serca podziękować moim Rodzicom za nieustanne wsparcie i wiarę w to, że to co robię ma sens. Ta wiara była szczególnie pomocna wtedy, gdy musiałam się zmierzyć z obojętnością oraz złą wolą niektórych osób. Dziękuję również tym wszystkim, którzy choćby w minimalny sposób wzięli udział w moich akcjach: czy to poprzez wpłaty dla osób potrzebujących, udostępnianie zbiórek na Facebook'u czy prywatne wiadomości, w których dopingowali mnie do działania. Nie sposób wymienić wszystkich, ale Wy wiecie, że to o Was mowa. Zachęcam do odwiedzenia mojej strony na Facebook'u „Serce mam to pomagam", której celem jest dalsza pomoc tym, którzy na nas liczą.
G.Ch. - Dziękujemy za udzielenie wywiadu! Wszystkiego, co najlepsze!