Joseph Narodowski to sympatyczny 76-latek urodzony w Chojnowie, na co dzień mieszkający w Stanach Zjednoczonych, na przedmieściach Philadelphii. Choć kariera DJ-a mogłaby wydawać się nietypowa dla osoby w jego wieku, pan Joseph jest żywym dowodem na to, że pasja nie zna granic. Jego muzyka i entuzjazm bawią pokolenia oraz przyciągają dobrze znane gwiazdy polskiej sceny muzycznej oraz politycznej.
Aktualnie pan Joseph przyleciał do Polski, aby odwiedzić swoje rodzinne miasto. Wizyta ta była nie tylko okazją do spotkania z bliskimi, ale także do rozmowy z Burmistrzem Janem Serkiesem. Dzięki temu mieliśmy szansę spotkać się z panem Josephem i przeprowadzić z nim wyjątkowy wywiad.
W rozmowie opowiedział o swoich wspomnieniach z dzieciństwa w Chojnowie, drodze do sukcesu w Ameryce, a także o tym, jak udaje mu się łączyć dwa różne światy - polski i amerykański. Jego niezwykła historia życia, pełna zaskakujących zwrotów akcji i inspirujących momentów, to świadectwo nie tylko jego determinacji, ale także nieposkromionej chęci do działania.
Zapraszamy do lektury wywiadu, w którym wyłania się nietuzinkowa osobowość Josepha Narodowskiego – wielkiego patrioty, człowieka pełnego energii, ciepła i pasji, który potrafi zjednać sobie serca ludzi po obu stronach oceanu.
Katarzyna Szlapińska: Jak długo mieszka Pan w Stanach Zjednoczonych? Jak wygląda tam Pańskie życie?
Joseph Narodowski: Wyjechałem w 1961 roku do siostry mojego ojca. Zostałem wywieziony przez rodziców - miałem wtedy 12 lat i chodziłem do Ogólniaka w Chojnowie. Mieszkałem na Mikołaja Reja, a urodziłem się w domu na ul. Kolejowej. Wróciłem tu po raz pierwszy, mając 22 lata. Chojnów w tamtym czasie się nie zmienił, był szary i ponury. Natomist dolar miał wtedy większą wartość i można było tu żyć jak milioner. Te czasy się jednak zmieniły.
Teraz jestem na emeryturze. Wcześniej pracowałem jako mechanik w fabryce, gdzie robione są części do samolotów, helikopterów i rakiet. Kilka lat grałem też zawodowo w piłkę nożną, ale po kontuzji przeszedłem do grania amatorskiego, poźniej całkiem przestałem grać.
Miałem kilka zespołów muzycznych. Poszedłem w ślady mojego ojca, który grał tu w Chojnowie w zespole po weselach i zabawach.
Obecnie jestem DJ-em, gram muzykę polską i międzynarodową, obsługuję chrzciny i wesela już trzeciego pokolenia. Zajmuję się również nagłaśnianiem koncertów i różnego rodzaju wydarzeń. W Stanach nagłaśniałem m.in. występy takich gwiazd, jak: Stan Borys, Wodecki, Combi, Lady Pank, Eleni, Rosiewicz, Bayer Full, Zenek Martyniuk, Boys. Z Bayer Full grałem nawet sylwestra.
KSz: Jakie są Pana pierwsze wrażenia po powrocie do Chojnowa? Czy coś Pana szczególnie zaskoczyło? Jak ocenia Pan zmiany, jakie zaszły w naszym mieście od czasu Pańskiego wyjazdu?
JN: Polska jest dużo ładniejsza niż była. Drogi są ładniejsze, choć grafitii są takie same wszędzie – i w USA i w Polsce [śmiech]. Natomiast podoba mi się, że młodzież potrafi rozmawiać po angielsku. To bardzo dobrze, że młodzi są wykształceni w tym kierunku. Podoba mi się też, że jest dużo więcej samochodów. Jak pierwszy raz wróciłem, to w Chojnowie stały 3 auta taksówkarzy, a teraz wszyscy mają porządne samochody.
Pamiętam też budynek Domu Kultury. Gdy mój ojciec z zespołem grał w nim koncerty, ten budynek był szary i ponury, a teraz jest pięknie. Podobnie jak dworzec kolejowy.
Bardzo pozytywnie oceniam rozwój Chojnowa i jego infrastruktury. Chcę powiedzieć, że od kiedy macie tego Burmistrza, widzę zmianę w mieście, jest to naprawdę zauważalne. Polska poszła bardzo do przodu, a Chojnów razem z nią.
KSz: Jakie są Pana najcenniejsze wspomnienia związane z naszym miastem? Czy jest jakieś miejsce lub wydarzenie z przeszłości, które ma szczególne miejsce w Pańskim sercu?
JN: Wspomnień mam niewiele, bo miałem zaledwie 12 lat, gdy wyjechałem. Ale jest takie jedno, które utkwiło mi w pamięci - jak w Legnicy stacjonowali Rosjanie. Jak przyjeżdżali do Chojnowa i stali na Rynku, to rozdawali dzieciom czerwone gwiazdeczki. Mam kilka do dziś i zabrałem je do Stanów. Pamiętam też, że bardzo lubiłem słuchać ich mowy.
Bardzo ciepło wspominam również moją babcię, która miała ogród, w którym spędziłem dużo czasu. Jako dziecko lubiałem też chodzić do Romów, którzy mieszkali po sąsiedzku, ponieważ uwielbiałem słuchać ich muzyki. Często jeździłem też na ryby. Jak wyjechałem, to moje życie całkiem się zmieniło. Tam bałem się wyjść na ulicę i pierwsze 3 lata były bardzo ciężkie, ponieważ nie umiałem jeszcze języka angielskiego i kilka razy spotkałem się tam z dużą agresją.
KSz: Czy w Stanach Zjednoczonych udało się Panu zachować polskie tradycje i kulturę?
Jak najbardziej. Co roku uczestniczę w Paradzie Generała Puławskiego, który był w Armii Amerykańskiej. Prawie w każdym mieście jest jego pomnik i co roku organizowana jest ta parada, a Polacy maszerują przez miasto. Jestem zaangażowany w tę inicjatywę od 1972 roku, co roku zajmuję się nagłośnieniem podczas tego wydarzenia. Podczas wszystkich polskich świąt gram narodowe pieśni i marsze. Ja w USA jestem bardziej Polakiem niż Amerykaninem.
Należę do klubu sportowego Polski Orzeł, w którym w latach 70. i 80. grałem w piłkę, a także grałem tam z zespołem muzycznym. W moim sąsiedztwie znajduje się też Dom Polski – centrum kulturalne i tam działa Chór Paderewskiego, szkoła polskich tańców ludowych, Teatr Adama Mularczyka, który prowadzi jego żona, są tam również dwa polskie zespoły rockowe.
Podtrzymuję polskość i kulturę w Philadelphii. Miałem np. okazję nagłaśniać paradę, na którą przyjechali prezydent Andrzej Duda i Antoni Macierewicz. Później byłem z nimi na obiedzie.
W 1983 roku i w kolejnych latach dużo Polaków uciekło z kraju do USA. Wtedy mój zespół nagrał utwór „Niech żyje Polska”. Trzeba pamiętać, że jak tutaj był komunizm, to patriotyzm za granicą był większy.
KSz: Czy planuje Pan wrócić do Polski, czy wizyta jest wyłącznie sentymentalna?
JN: Nie wiem, czy umiałbym już mieszkać w Polsce. Mentalność ludzi czy kultura jazdy samochodem to rzeczy, które mnie irytują. Ale dopóki mam siły i zdrowie, to chciałbym przyjeżdżać każdego roku, zwłaszcza w czasie Dni Chojnowa. Zostałem sam, bo żona zmarła, a kocham tu przyjezdzać. Nie mogłem przez 7 lat, bo żona chorowała. Mieszkam w Philadelphii, ale sercem jestem w Chojnowie. Nie sztuka być Polakiem w Polsce. Sztuką jest być Polakiem zagranicą. Popieram wszystko, co polskie.
KSz: Serdecznie dziękuję za rozmowę.