Wygląda dobrze
To pole jest wymagane

Gram siebie - wywiad z Patrycjuszem Gruszeckim

Piątkowy wieczór w Chojnowie przebiegał będzie w muzycznym klimacie, który zapewni nam zespół Plug ‘n’ Blues z gościnnym udziałem Patrycjusza Gruszeckiego – wybitnego trębacza, flugelhornisty, kompozytora, aranżera i wokalisty. 

Patrycjusz Gruszecki jest absolwentem Wydziału Kompozycji Interpretacji Edukacji i Jazzu Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach. Jest zdobywcą wielu prestiżowych nagród muzycznych. Obecnie gra w zespole Anny Wyszkoni, ale współpracował także z wieloma innymi artystami, m.in. Urszulą Dudziak, Justyną Steczkowską, Januszem Radkiem, Zbigniewem Wodeckim oraz  takimi zagranicznymi gwiazdami, jak Ray Wilson, Mike Russell, Ralph Rickett, Pricilla Jones czy Diane Davidson.

Muzyk zgodził się poświęcić chwilę naszej redakcji i odpowiedział na kilka pytań dotyczących jego twórczości i osiągnięć muzycznych.

 

Katarzyna Szlapińska:  Skąd pasja do trąbki? Co skłoniło Pana do wyboru właśnie tego instrumentu? Ktoś Pana zainspirował?

Patrycjusz Gruszecki: Głęboko wierzę w to, że każdy z nas już we wczesnej fazie dzieciństwa wykazuje pewne zainteresowanie tematami, które mogłyby w przyszłości stanowić jakąś drogę życiową. U mnie historia była taka, że jako małe dziecko kurczowo trzymałem się zawsze spódnicy mojej Babci. Był tylko jeden jedyny moment, kiedy zostawiłem tę spódnicę i uciekłem daleko od niej, w ogóle nie zastanawiając się, co ze mną będzie – to był moment, w którym usłyszałem Górniczą Orkiestrę Dętą, grającą akurat wtedy w kościele. Uciekłem, oderwałem się od tej spódnicy i poleciałem do trąbek, nie mogłem oderwać od nich wzroku. Oczywiście ja tego nie pamiętam, opowiedzieli mi to rodzice wiele lat później, ale wierzę, że tak właśnie było i że w jakiś przedziwny sposób posłuchałem głosu serca, który mówił do mnie już wtedy.

 

KSz: Kto jest Pańskim idolem w świecie muzyki? 

PG: Nie mam jednego idola. Mam kilku lub kilkunastu muzyków, których słucham namiętnie. Oczywiście są to głównie trębacze, ale również saksofoniści i wokaliści – bo trąbka to przecież wokal, zawsze we wszystkich zespołach czy orkiestrach gra partie solowe, partie sopranu – melodie główne, czyli to, co zaśpiewałby wokal, gdyby był. Moimi wielkimi inspiracjami byli trębacze tacy jak Wallace Roney, Woody Shaw, Freddie Hubbard, Roy Hargrove, Terence Blanchard, Miles Davis, Kenny Wheeler oraz saksofoniści: Charlie Parker i John Coltrane. Zasłuchiwałem się zawsze w wokalistach typu: Dianne Reeves i Dee Dee Bridgewater. Na co dzień słucham bardzo dużo muzyki, przeważnie są to trębacze, ale tuż po znakomitej plejadzie moich osobistych gwiazd trąbki - zawsze wokaliści są na drugim miejscu. Słuchając mistrzów, uczymy się języka muzycznego, uczymy się różnokolorowych wypowiedzi, przyswajamy frazy, przyswajamy brzmienia i na tej bazie możemy zbudować swoje własne. Zawsze zależało mi bardzo na tym, żeby mieć własne, rozpoznawalne, niepowtarzalne brzmienie trąbki i flugelhornu i tworzyć swoją muzykę. To trochę tak, jak brać się za jakikolwiek biznes i uczyć od osób, którym w danej branży udało się osiągnąć sukces. Uważam, że najlepszą nauką jest naśladowanie mistrzów. 

 

KSz: Jest Pan trębaczem, kompozytorem i aranżerem – jak równoważy Pan te zróżnicowane role w swojej twórczości i jak wpływają one na siebie nawzajem?

PG: Są to role, które w sposób naturalny przenikają się i w pewnym sensie pomagają sobie nawzajem. Jako trębacz kocham tworzyć, kocham improwizować, więc w momencie kiedy coś zagram, coś wymyślę - potrzebuję to zapisać. W momencie, kiedy to zapiszę – chciałbym, aby to zabrzmiało w szerszym kontekście i dopisuję partie innych instrumentów. W ten sposób aranżuję utwór bądź temat, który mam w głowie i z tego tematu powstaje utwór.  W tym momencie trębacz staje się aranżerem. A jak już dzieło jest skończone, robię próbę z muzykami i okazuje się, że brzmi to bardzo dobrze, to kompozytor pojawia się sam. Nigdy nie nazywałem siebie kompozytorem czy aranżerem, jestem po prostu muzykiem, który działa w bardzo szerokim zakresie. W tym świecie te role tak się nazywają, natomiast te 3 role mieszczą się w słowie „muzyk” i są nieodłączną częścią mojej działalności.

 

KSz: Miałam okazję wielokrotnie podziwiać Pańskie umiejętności podczas koncertów Ani Wyszkoni i są one naprawdę imponujące. Proszę opowiedzieć, jakie wyzwania, radości i przede wszystkim różnice niesie praca z wokalistką w porównaniu do działalności solowej?

PG: Współpraca z Anią Wyszkoni to wspaniała przygoda – z kilku powodów. Po pierwsze Ania jest cudowną, otwartą osobą, która chciała mieć trąbkę w zespole, więc ją ma. Nigdy nie mówiła mi, co mam grać. Zawsze proponuje mi, gdzie słyszałaby tę trąbkę. Wspólnie na próbach wymyślamy partie, które mógłbym zagrać - jedna spokojna, nostalgiczna, druga bardziej odjechana, trzecia totalnie free. Natomiast nasza współpraca polega przede wszystkim na takiej prawdziwej muzycznej przyjaźni, która wynosi nas bardzo, bardzo wysoko. Uwielbiam grać z zespołem Ani Wyszkoni i sprawia mi to wielką radość, wielką frajdę. Tym bardziej, że to muzyka inna niż ta, którą sam tworzę na co dzień. Ja obracam się w nurcie okołojazzowym, Ania śpiewa muzykę POP. I ta nasza współpraca to taka swoista symbioza, bo ja uczę się grania prostego, grania pięknych prostych melodii, a sam wnoszę do zespołu popowego jazz, jazzowe frazy, co czyni naszą muzykę z jednej strony niepowtarzalną, bo nie jestem w stanie zagrać dwa razy tak samo, a z drugiej strony nieprzewidywalną. To nas oboje bardzo, bardzo cieszy. A poza tym uwielbiamy ze sobą przebywać i ze sobą grać. 

 

KSz: Skąd czerpie Pan inspiracje muzyczne? Jak wpływają one na Pański styl gry oraz tworzenie własnych kompozycji?

PG: Inspiracje czerpię zewsząd. Ze słuchania mistrzów, jak już wcześniej wspomniałem, czy po prostu z dnia codziennego. Jestem nauczycielem w Zespole Szkół Muzycznych w Legnicy i np. dwa tematy na płytę „Faces” napisałem, prowadząc zespół z moimi uczniami. Miałem wtedy w klasie saksofon, klarnet, puzon, kilka trąbek i flet, a sam siedziałem przy pianinie i musiałem wymyślić jakiś riff, czyli taką myśl muzyczną, którą uczniowie mogliby powtarzać w wielogłosie, żeby z tym, co zagram na pianinie – stworzyło to jakiś utwór. W ten sposób powstały zalążki dwóch tematów, które później zostały rozwinięte przeze mnie w domu w dzisiejszą oryginalną wersję, umieszczoną na płycie „Faces” zespołu Patrycjusz Gruszecki Trio. Żyjemy w świecie pełnym dźwięków i tak naprawdę skupianie się na tych dźwiękach powoduje, że inspiracja płynie do nas zewsząd, wystarczy zamknąć oczy, skupić się i posłuchać dźwięków, które docierają do nas zewsząd każdego dnia. 

 

KSZ: Jakie technologie i narzędzia wykorzystuje Pan w procesie tworzenia muzyki? Preferuje Pan tradycyjne metody czy eksperymentuje z nowoczesnymi rozwiązaniami?

PG: Jestem tzw. analogiem, czyli preferuję w dalszym ciągu kartkę i długopis. Może nawet nie być pięciolinii – narysuję ją sobie sam. Wszystko, co tworzę powstaje na kartce, pisane długopisem bądź ołówkiem, na przysłowiowym kolanie - przy fortepianie, pianinie, klawiszu. Jestem niestety do tyłu jeśli chodzi o nowoczesne technologie <śmiech>, ale bardzo polecam wszystkim, bo z pewnością są bardzo, bardzo pomocne. 

 

KSz: Czy w swojej grze preferuje Pan improwizację czy raczej precyzyjne aranżacje?

PG: Zdecydowanie improwizacje! W tym się specjalizuję. Dosłownie kilka dni temu rozpocząłem nową serię koncertów, czyli koncerty solo w ciemni, i 97% takiego koncertu jest improwizacją. Nigdy nie wiem, co zagram. Wszystko zależy od tego, w jakiej sali będę, jak publiczność będzie reagowała na mnie. Również w zespole Ani Wyszkoni, zespole Plug ‘n’ Blues, który uwielbiam i któremu bardzo kibicuję, improwizuję – gram siebie. Ustalone są tylko miejsca, w których się pojawiam. Do końca nie wiemy nawet, jak długo będę grał. Na tym polega piękno muzyki tworzonej tu i teraz. 

 

KSz: A co gra w duszy Patrycjusza Gruszeckiego? 

PG: Głównie jazz, przede wszystkim jazz improwizowany. To z niego czerpię najwięcej. Szukam w ogóle w muzyce - nie tylko jazzowej - fraz, melodii, które mnie chwycą za serce. One zapadają głęboko w pamięć i w najmniej oczekiwanym momencie na scenie wyciągam je i tworzę na ich bazie muzykę. Muzykę mojej duszy.

 

KSz: Serdecznie dziękuję za udzielenie wywiadu i poświęcony czas!

 

serwis jest częścią portalu miejskiego www.chojnow.eu przygotowanego przez MEDIART (w CMS) © przy współudziale Urzędu Miejskiego w Chojnowie